W ostatnich latach dość często
otrzymywałem od Czytelników listy z pytaniami o psychoterapię. Problem
zazwyczaj dotyczył wyboru właściwego psychoterapeuty, ale niekoniecznie.
Czasami ludzie pytają po prostu, co sądzę o psychoterapii i czy uważam, że w
konkretnym przypadku psychoterapia ma sens i może pomóc. W latach mojej
obecności w Sieci był to chyba najczęstszy temat kierowanych listów.
Nie jestem psychoterapeutą i nie
zajmuję się terapią, dlatego zawarte w tym artykule rozważania będą miały
charakter raczej amatorski, co w każdym przypadku ma swoje zalety i wady. Jako
psycholog pracujący z ludźmi dysponuję, rzecz jasna, ogólną orientacją w
zakresie związanych z psychoterapią problemów, tym bardziej, że w ramach
studiów psychologicznych specjalizowałem się w psychologii klinicznej człowieka
dorosłego i tematy związane z tym obszarem psychologii leżą w ścisłym centrum
moich zainteresowań zawodowych. Wiele lat poświęciłem także na pracę z ludzkimi
problemami o charakterze emocjonalnym, a pracując w szpitalach, poradni zdrowia
psychicznego, w sądzie czy wreszcie w ramach praktyki prywatnej, miałem okazję
tego typu problemom przyglądać się na co dzień. A jako normalny
zjadacz chleba, sam miewam swoje problemy, mogę więc spojrzeć na
psychoterapię również z perspektywy ewentualnego klienta.
Nigdy nie specjalizowałem się jednak
w psychoterapii i nie ukończyłem żadnego szkolenia psychoterapeutycznego, siłą
rzeczy nie pracowałem więc nigdy jako psychoterapeuta, zaś moja styczność z
profesjonalną i „żywą” psychoterapią ograniczyła się do kilku zrealizowanych w
ramach studiów psychologicznych kursów („kurs” to w tym przypadku jednostka
organizacyjna studiów, oznacza mniej więcej tyle, co „zajęcia” albo „przedmiot”
itd.).
Z jednej więc strony – nie jestem
specjalistą od psychoterapii i tej formy pomagania nie znam „od wewnątrz”. Z
drugiej – wypowiadam się jako osoba w zasadzie bezstronna i bezinteresowna, nie
mam bowiem żadnych szczególnych powodów, by psychoterapię atakować lub jej
ewentualnie bronić.
Pewien znany psycholog, usiłujący
z psychologii uczynić jakąś dziedzinę inżynieryjną, na histerycznym atakowaniu
psychoterapii zrobił dość błyskotliwą karierę i w pewnych kręgach uchodzi dziś
za psychologiczny autorytet naukowy o wybitnym umyśle ścisłym. O ile dobrze
rozumiem, punktem wyjścia wszelkich jego poczynań było między innymi założenie,
że psychoterapia to przede wszystkim sprytny sposób na niezwykle lukratywny i
przy okazji niesłychanie szkodliwy interes, samych zaś psychoterapeutów cechuje
niezwykła pazerność na bezlitośnie wyciskane z klientów pieniądze.
Wszelkie próby opisania ludzkiej
natury w kategoriach statystycznie opracowanych liczb i tabelek są moim zdaniem
dokładnie tak samo niepoważne, jak zdarzające się pod szyldem psychologii uprawianie
najzwyklejszych czarów, tyle że matematyzacja jest przykładem przesady w
odwrotną stronę. O ile mi wiadomo, psychoterapia to też dość kiepski i
niewdzięczny biznes – nie znam osoby, która byłaby w stanie żyć z samego prowadzenia
tego typu działalności, a wszyscy znani mi psychoterapeuci pracują jednocześnie
w kilku miejscach. Nieciekawa finansowa kondycja psychoterapeuty może, rzecz
jasna, wynikać z wielu zjawisk, jednym z nich jest jednak na pewno trudna do
subiektywnego oszacowania skuteczność psychoterapii, a także fakt, że oczekiwana,
terapeutyczna zmiana w życiu wewnętrznym wymaga od pacjenta wielkiej
cierpliwości, ogromnego nakładu pracy i czasu. Tymczasem wielu, jeśli nie
większość klientów psychologa (psycholog niekoniecznie musi być
psychoterapeutą, a nie każdy psychoterapeuta jest psychologiem) tak naprawdę nie pożąda faktycznych, pozytywnych wartości we własnym życiu, a podejmowane
działania ukierunkowane są bardziej na uzyskanie doraźnych, bardzo przyziemnych
i prozaicznych korzyści. Niejeden pacjent woli więc po prostu wpaść do
psychiatry – po co męczyć się żmudnym, proponowanym przez terapeutę treningiem
relaksacji, skoro lekarz przepisze tabletkę, mogącą w ciągu kilku minut
całkowicie wytłumić lęk i sprowadzić na organizm błogi spokój? Ewentualne
nieciekawe skutki, w postaci na przykład przedawkowania lub uzależnienia od
używanych środków, są odroczone w czasie, a ich wizja, zwłaszcza z początku,
raczej rzadko bywa wyraźna. Lekarz wystawi też zwolnienie z pracy, przepisze receptę
na dowolny lek, a czasem wystawi zaświadczenie na potrzeby sprawy sądowej czy pomoże
załatwić odszkodowanie lub rentę. Tego wszystkiego nie zrobi psychoterapeuta
(chyba, że akurat przy okazji jest również lekarzem). Wszelkie te, często
opłakane w skutkach korzyści, dla wielu osób niosą ze sobą prostą odpowiedź na
pytanie, komu ewentualnie bardziej warto płacić.
Nie oznacza to bynajmniej, że
interwencję medyczną uważam za bezwartościową, bo jest akurat przeciwnie – w
przypadkach poważnych zaburzeń psychicznych i emocjonalnych pomoc lekarska jest
nieoceniona, a wielu psychiatrów zajmuje się również pozabiologicznymi metodami
leczenia, ale to już zupełnie inny temat.
Zamiast psychiatry można też
odwiedzić bar – to dla wielu osób znacznie przyjemniejsze, niż stosowanie
jakichś podejrzanych technik terapeutycznych, tym bardziej, że przesiadywanie w
lokalu rozrywkowym, w przeciwieństwie do psychoterapii, nie wiąże się z żadnym
wielkim wysiłkiem i nie wymaga podejmowania przykrych konfrontacji z
niekoniecznie przyjemną prawdą o samym sobie.
(O różnicy pomiędzy zawodami i
zakresem kompetencji psychologa i psychiatry przeczytasz w artykule Psycholog a psychiatra).
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt,
że usługi świadczone przez psychoterapeutę mają charakter całkowicie
niematerialny. Chodzi mi o to, że po odbyciu takiej wizyty pacjent nie
otrzymuje żadnego namacalnego ekwiwalentu pieniędzy, które u specjalisty
zostawił. W przypadku lekarza jest to przynajmniej recepta czy zwolnienie chorobowe,
a czasami coś trwałego, na przykład plomba w leczonym zębie. Innymi słowy, w
przypadku wielu usług klient dokładnie wie, za co zapłacił i może to zmierzyć,
zważyć lub przynajmniej poczuć. Z psychoterapią jest inaczej. W mojej ocenie,
jeśli klient nie może zobaczyć czy dotknąć przedmiotu zakupu, jest mniej
skłonny doceniać wartość otrzymanej usługi i jest to najbardziej podstawowy problem z profesjonalnym uprawianiem psychoterapii.
Spotkanie z psychologiem czy
psychoterapeutą bardzo często skutkuje uczuciem pewnej ulgi, wynikającej po
prostu z satysfakcjonującego kontaktu międzyludzkiego, pacjent zawsze jednak
może zadać sobie pytanie – czy naprawdę muszę komuś za to płacić? Usługi
psychoterapeutyczne kosztują, a praca psychoterapeuty naprawdę nie jest lekką.
Specjalista z tej dziedziny, jak każdy inny, inwestuje swój czas, wysiłek i
wiedzę specjalistyczną (uzyskaną zresztą po latach czasochłonnych i kosztownych
szkoleń), a w tym konkretnym zawodzie – również duże, emocjonalne i
intelektualne zaangażowanie. Tymczasem w naszym kraju (być może w innych
również…?) powszechnym jest niezrozumiałe dla mnie oczekiwanie, że psycholog czy
psychoterapeuta udziela świadczeń nieodpłatnie i wielu potencjalnych klientów
nie chce płacić za usługi tego rodzaju, tym bardziej, że z psychologiem można
się właściwie w wielu miejscach spotkać w ramach podstawowej opieki zdrowotnej
(np. w poradni zdrowia psychicznego).
Nie bez znaczenia jest również fakt, że o ile nie sposób żyć bez chleba, wody, benzyny i paru innych rzeczy, o tyle psychoterapia, zwłaszcza w trudnych ekonomicznie czasach, stanowi naprawdę zbędny luksus. Ludzie muszą więc płacić rzeźnikom, piekarzom i dentystom, ale psychoterapeutom - niekoniecznie.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że o ile nie sposób żyć bez chleba, wody, benzyny i paru innych rzeczy, o tyle psychoterapia, zwłaszcza w trudnych ekonomicznie czasach, stanowi naprawdę zbędny luksus. Ludzie muszą więc płacić rzeźnikom, piekarzom i dentystom, ale psychoterapeutom - niekoniecznie.
Definicja psychoterapii
W moim rozumieniu psychoterapia
to profesjonalna pomoc udzielana człowiekowi na drodze do uzyskania pozytywnych
i pożądanych zmian w życiu psychicznym, głównie zaś emocjonalnym. Z tej
roboczej i uproszczonej definicji wynika przede wszystkim najbardziej
podstawowy wyznacznik sensu i istoty psychoterapii – chodzi mi o to, że głównym
czynnikiem sprawczym jest w procesie terapeutycznym praca samego pacjenta.
Psychoterapeuta nie interweniuje niczym chirurg i nie naprawi życia
psychicznego na zasadzie złożenia złamanej kończyny – raczej pod jego
kierunkiem złamaną kończynę pacjent składa sam, co nie jest łatwe, ale ma swoje
trudne do przecenienia walory. W odniesieniu do życia psychicznego sensowne i
trwałe są bowiem, moim zdaniem, jedynie zmiany wypracowane przez własny wysiłek
osoby zainteresowanej. Kojarzy mi się to ze znaną przypowieścią o wędce i rybie - lepiej dać komuś jedną rybę, czy podarować wędkę i nauczyć łowić...?
Zmiana „pozytywna” i „pożądana”
to zmiana w kierunku poprawienia poziomu funkcjonowania w określonej dziedzinie
życia.
Profesjonalnym psychoterapeutą
zostaje osoba, która po ukończeniu studiów wyższych odbyła odrębne,
specjalistyczne kursy w ramach wybranej szkoły psychoterapeutycznej. Ja sam
polecam wyłącznie odpowiednio przeszkolonych i doświadczonych psychologów i lekarzy
psychiatrów. Tylko przedstawiciele tych dwóch profesji dysponują, według mnie,
odpowiednim przygotowaniem i – po pewnym czasie – doświadczeniem zawodowym. Każdy,
kto zna i rozumie specyfikę psychologicznego myślenia i wnioskowania wie
doskonale, co mam na myśli. Psychologia to bardzo szczególny zawód i wielu lat
trzeba, by przyswoić sobie chociażby podstawowe zasady diagnostyki psychopatologicznej.
Jest dla mnie nieporozumieniem, gdy psychoterapeutą zostaje polonista, pedagog
czy filozof, choć rynek wszelkich usług staje się coraz bardziej
nieprzewidywalny, a w dobie możliwości kupowania nieograniczonej liczby
dowolnych dyplomów nie należy oczekiwać, by specjalizacje zawodowe w
zadowalający sposób spełniały przypisaną im rolę.
(O zawodowych nadużyciach ambitnych, psychologizujących niepsychologów przeczytasz w artykule Cesarzowi, co cesarskie...)
Podejmowane w ramach psychoterapii
działania i stosowane techniki mają, rzecz jasna, swoje uzasadnienie w
określonej teorii psychoterapeutycznej, w której powinny być ukorzenione.
Oznacza to, że w procesie psychoterapii terapeuta proponuje konkretne
rozwiązania konkretnych problemów, a charakter i istota sugerowanych sposobów
postępowania wynikają ze specyfiki nurtu terapeutycznego, jaki reprezentuje ten
akurat specjalista. Na temat wyboru nurtu terapeutycznego wypowiem się przy innej okazji, w tym miejscu wspomnę tylko, że każdy klient powinien próbować znaleźć
odpowiedni dla siebie sposób teoretycznego i terapeutycznego ujęcia
przeżywanych problemów.
Idąc dalej powiedzieć można, że
psychoterapia to dość szczególny przypadek działań podejmowanych w kierunku
rozwoju osobistego. Uważam, że wszelkie rodzaje psychoterapii powinny spełniać
ten warunek. Jeśli w procesie terapii pacjent odnotowuje osobisty rozwój, to
sama psychoterapia staje się siłą rzeczy sensowną, choć oczywiście głównym
celem jest zawsze rozwiązanie określonego problemu, z którym klient przychodzi
do terapeuty.
Czy psychoterapia naprawdę działa?
Jako człowiek o nastawieniu silnie pragmatycznym to
pytanie uważam za najważniejsze. Szczerze powiem, że problem ten od lat budzi
moje największe wątpliwości, sam bowiem często zastanawiam się, czy
psychoterapia działa, albo inaczej – czy działa bardziej lub lepiej, niż
jakiekolwiek inne, nie będące akurat psychoterapią formy wsparcia. Problem ten
jest oczywiście na bieżąco weryfikowany badawczo, albo raczej podejmowane są w
tym kierunku mniej lub bardziej udane wysiłki. Jak to w psychologii – ilu
badaczy, tyle różnych wyników, zaś interpretacja uzyskiwanych rezultatów
czasami tendencyjnie zmierza w kierunku pożądanych przez konkretnego autora
wniosków. Zwolennicy psychoterapii uzyskują więc wyniki zgoła odmienne, niż jej
przeciwnicy.
Miałem okazję poznać relacje
wielu osób, które po odbyciu psychoterapii odczuły wielką ulgę, odnotowały
pozytywne zmiany we własnym życiu, a nawet stwierdziły znaczącą poprawę
własnego stanu psychicznego. I nie mam najmniejszych podstaw, by wątpić w
autentyczność tego rodzaju deklaracji. Słyszałem też mnóstwo pochlebnych opinii
na temat konkretnych specjalistów, co oznacza, że psychoterapię można uprawiać
w sposób naprawdę odpowiedzialny, celowy, pozytywny i owocny.
Wielką wartość ma z pewnością
psychoterapia odwykowa. Znam masę osób, które wyszły z nałogu głównie dzięki
udziałowi w profesjonalnie prowadzonym leczeniu, bo uzależniony pacjent nie
jest w stanie sam, w drodze nagłej iluminacji pojąć wszystkich związanych z
nałogiem zjawisk i problemów.
W ostatnich czasach moją uwagę
zwraca coaching (idiotycznie brzmiące słowo, ale do tej pory nikt nie znalazł
chyba sensownego, polskiego odpowiednika) i bardzo ciekawe, stosowane na jego
gruncie techniki. Coaching, rozumiany jako forma
specjalistycznego poradnictwa, jest moim zdaniem szczególnie wartościowym
pomysłem na osobisty rozwój pod okiem profesjonalnie przygotowanego
przewodnika, ale w oparciu głównie o własne zasoby, wiedzę, samoświadomość i
potencjał wzrostowy. Tego typu współpraca nie jest, rzecz jasna, psychoterapią
ale głównie ze względu na postulat rozwoju osobistego, któremu coaching służy,
ta forma wsparcia wydaje mi się w tym miejscu szczególnie wartą wspomnienia.
Problemem, podobnie jak w psychoterapii może być to, że coachem, pod odbyciu
stosownego szkolenia zostaje często osoba zupełnie przypadkowa, nie dysponująca
żadnym sensownym, kierunkowym wykształceniem ani doświadczeniem zawodowym.
Towarzyszy mi jednak uzasadniona (jak sądzę) nadzieja, że rynek usług sam
bardzo skutecznie odsiewa patałachów od profesjonalistów, bo ci ostatni
promowani są po prostu przez wysoką jakość świadczonych usług.
Z mojego punktu widzenia coaching
ma jeszcze jeden, duży i ważny walor. Stosowane na jego gruncie techniki pracy
mają bardzo racjonalny i przejrzysty charakter, nie przywodzą na myśl czarów, z
którymi kojarzy mi się wiele technik psychoterapeutycznych.
Wielkie zalety mają według mnie
wszelkie poradniki radzenia sobie z problemami znanymi przez autorów z własnego
doświadczenia. W ostatnich czasach spotkałem takich pozycji dużo i wiele z nich
napisanych jest bardzo rozsądnie, przystępnie a przede wszystkim z
wykorzystaniem wiedzy sensownej i wartościowej, bo nabytej przez piszącego w
drodze trudnej życiowej praktyki. Poradniki tego typu są często dostępne w
formie amatorsko przygotowanych, sprzedawanych w Sieci e-booków, i jest to
jeszcze jedno silne potwierdzenie wielkiej wartości Internetu jako medium.
Gdyby nie ten sposób promocji i dystrybucji, autor zestarzałby się lub zdążył
umrzeć, zanim przekonałby jakiekolwiek zgrzybiałe, niepostępowe i gnuśne, tradycyjne
wydawnictwo do własnego, wartościowego pomysłu.
W trakcie końcowych lat studiów
miałem okazję realizować rozmaite, związane z psychoterapią i poradnictwem
kursy. Zajęcia miały dość różnorodny charakter, zazwyczaj jednak prowadzone
były przez osoby mogące się w danym zakresie pochwalić bogatym doświadczeniem
praktycznym. To chyba wtedy nabrałem towarzyszącego mi do dzisiaj, a trudnego
do wykorzenienia przekonania, że psychoterapeuci to bardzo często ludzie sami
permanentnie potrzebujący psychoterapii. Prowadzący zajęcia czasem zachowywali
się co najmniej dziwnie, a przede wszystkim dość irytująco, głównie ze względu
na demonstrowane postawy przenikliwej wszechwiedzy, skłonność do dzielenia
włosa na czworo, doszukiwania się dziwnych symboli i znaczeń w każdym
mrugnięciu, ziewnięciu i kiwnięciu palca. Czasami ze zgrozą słuchałem o
najbardziej udziwnionych i zawiłych teoriach, mających jakoby wyjaśniać
zaistniałe u pacjentów objawy. Co ważne – duża część słuchaczy (zapewne byli to
gorąco zaangażowani kandydaci na przyszłych psychoterapeutów) doskonale
wpasowała się w ten klimat, intelektualnie podążając za pijanym krokiem tego
czy innego wykładowcy. Pamiętam też, że do wszelkich związanych z psychoterapią
zajęć wyjątkowo chętnie garnęli się studenci słabi (w sensie osiągnięć
edukacyjnych), zagubieni i nieporadni, czasami nawet całkiem otwarcie
przyznający się do poważnych problemów natury emocjonalnej. Miewam wrażenie, że
świadczenie usług psychoterapeutycznych dla wielu osób jest sposobem na
podniesienie własnej samooceny i samopoczucia, co znajduje odzwierciedlenie w
naszych zawodowych żartach, w myśl których jeśli psychoterapia komukolwiek
pomaga, to zapewne wyłącznie samemu psychoterapeucie. Sądzę, że odbywa się to
na zasadzie: „skoro pomagam innym, to pewnie sam doskonale sobie radzę” i
wynika z prostego, łatwego do zaobserwowania faktu, że udzielanie porad innym
osobom znakomicie wpływa na samopoczucie samego doradcy.
Wyjątkowo dobrze pamiętam zajęcia
z zakresu systemowej terapii rodzin. Ćwiczenia prowadził wielki w tym temacie
autorytet, znany w Polsce i poza jej granicami psychiatra. Choć klimat samych
zajęć był pozytywny, a wykłady dość ciekawe, część praktyczna całego kursu do
dzisiaj wzbudza moje jak najdalej idące wątpliwości. Podczas warsztatów oglądaliśmy
między innymi nagrania sesji z uczestniczącymi w terapii rodzinami. Pamiętam
kilka (albo kilkanaście) obejrzanych spotkań z jedną z krakowskich rodzin. Miałem
wielką ochotę zapytać prowadzącego, co właściwie wydarzyło się od pierwszej, do
ostatniej sesji, poza pustym gadaniem właściwie o niczym. Takie po prostu były
moje odczucia – członkowie trzyosobowej rodziny wzajemnie wymieniali pewne
zarzuty, narzekali na istniejący stan rzeczy, psychoterapeuta zaś właściwie nie
zabierał głosu, ograniczając się głównie do dystyngowanego kiwania głową,
wydawania znaczących chrząknięć i, od czasu do czasu, rysowania dość oryginalnych
wykresów na ustawionej w pokoju, papierowej tablicy. Czasami, bez wielkiego
powodzenia, usiłowałem ukrywać narastające rozbawienie, a w końcu zniechęcenie
i rozczarowanie praktyczną stroną psychoterapii. Przyznam szczerze, że gdybym
sam miał płacić za tego typu spotkania, szybko zażądałbym zwrotu poniesionych
kosztów. Nie chodzi o to, że nie był widoczny jakiś spektakularny, akrobatyczny
efekt. Chodzi o czczą, pustą gadaninę o przysłowiowej dupie Maryni i o postawę
prowadzącego, który w tym wszystkim wydawał się być człowiekiem kompletnie
bezradnym, bez pomysłu na ewentualną pomoc, po którą przecież przyszła
obserwowana przez nas rodzina.
Psychoterapeutom i kandydatom na
psychoterapeutów zarzucam także skłonność do komplikowania świata i dodawania
kosmicznej ideologii do najbardziej prozaicznych, codziennych spraw. Czytając
artykuły na temat przemysłu porno albo wywiady z gwiazdami tej branży nie
mogłem czasem uwierzyć, że z filmowania seksu uczynić można tak zawiłą
filozofię, a pracę aktora erotycznego podnieść do rangi dyscypliny specjalistycznej. Jednak… można!
Słuchając niektórych psychoterapeutycznych wywodów bywam pod wielkim wrażeniem,
że do najdrobniejszej bzdury dorobić można tak zagmatwaną interpretację. Myślę,
że jest to zjawisko występujące w każdym zawodzie: „uczyńmy z naszego fachu
wielką filozofię, by nasi klienci wiedzieli, za co nam płacą i by mieli
świadomość, dlaczego jesteśmy tak wybitnymi specjalistami”. Psychoterapeuci,
zwłaszcza pewnych szczególnych nurtów, wyróżniają dziesiątki niewiarygodnie
zaawansowanych, czasem cudacznych metod i technik psychoterapii. Ja, jako
zwykły śmiertelnik podejrzewam, że często są to efektownie wyglądające, dziwaczne
wymysły, nie mające żadnego praktycznego zastosowania. Wydaje mi się, że techniki
takie to po prostu różne wariacje wspierającej rozmowy i że właśnie do tego w
istocie sprowadza się psychoterapia.
Wielu klientów psychoterapeuty
opowiadało mi również o pewnych nadużyciach, polegających na przykład na
nadmiernej, niechcianej i nieakceptowanej przez pacjenta ingerencji w sprawy
prywatne. Terapeuci miewają też nieco dziwne, nawet z punktu widzenia kultury
osobistej zwyczaje, jak choćby ustawianie tykającego zegarka tuż przed nosem zdezorientowanego
pacjenta celem przypomnienia mu, że płaci za godziny, a czas mija. Słyszałem o
przynajmniej kilku, niezależnych od siebie takich przypadkach. Wielkim utrapieniem wielu osób bywają także terapeuci z powołania, z psychoterapią nie rozstający się w żadnym momencie swojego mesjanistycznego życia, ani na pogrzebie, ani na weselu, ani pod prysznicem. Tacy pomagacze usiłują natrętnie pomagać wszystkim, na każdym kroku i w każdej sytuacji, niezależnie od tego, czy napotkana akurat osoba potrzebuje/oczekuje/chce/wymaga/życzy sobie (...) wsparcia i psychoterapii. Zjawisko to bywa (i słusznie!) tematem wielu anegdot, kpin i żartów (choćby popularne, ironiczne chcesz o tym porozmawiać...?). Czasami jednak miewa również bardzo negatywny wpływ na wizerunek zawodu psychologa czy psychoterapeuty w ogólnym odbiorze społecznym. Wydaje mi się, że tacy nawiedzeni, całodobowi ratownicy to właśnie osoby, o których wspomniałem powyżej - psychoterapeuci permanentnie potrzebujący własnej psychoterapii.
W każdym zawodzie działają artyści,
rzemieślnicy i partacze, przy czym ocena wartości dostarczanej usługi jest
zawsze rzeczą bardzo względną i subiektywną. Zdarza się często, że ten sam
specjalista jest zupełnie inaczej odbierany przez różne, korzystające z
poradnictwa czy psychoterapii osoby. Według mnie niezwykle ważne jest, by
dobrać psychoterapeutę dopasowanego nie tylko z punktu widzenia reprezentowanej
orientacji zawodowej czy teoretycznej, ale także odpowiadającego pacjentowi
charakterologicznie czy nawet światopoglądowo. A takie dopasowanie jest często
po prostu kwestią dłuższych poszukiwań.
Wydaje mi się, że jak zwykle
najwięcej zależy od istniejącego po obu stronach relacji nastawienia. Jeśli profesjonalny,
rzetelny i rzeczowy psychoterapeuta ma okazję współpracować ze zdyscyplinowanym
i zmotywowanym do zmiany pacjentem, cała rzecz z pewnością staje się wartą zainwestowanych
sił i środków. Znam wiele osób, którym psychoterapia pomogła i jeśli pomogła,
to chyba najważniejszy jej cel został osiągnięty.
Cieszy mnie także, że z upływem
lat studia psychologiczne kończy wielu ludzi zdolnych i dobrze wykształconych,
a przy tym konkretnych, rozsądnych i mocno stojących na ziemi, patrzących na
życie z realnej i trzeźwej perspektywy. Jako obserwator z zewnątrz za
największe nieszczęście środowiska zawodowego psychoterapeutów uważam znaczny
odsetek nawiedzonych szamanów i wróżek, czyli błądzących w oparach absurdu,
zagubionych i nieszczęśliwych psychologicznych eksponatów muzealnych, dla
których nieudolne próby pomagania innym zdają się być niezawodnym sposobem na
wszelkie własne bolączki.
Bliski kontakt dwóch osób
Terapeutyczny kontakt pomiędzy
dwiema osobami jest jedną z najbardziej intymnych sytuacji międzyludzkich,
jakie jestem sobie w stanie wyobrazić. Profesjonalnie, według wszelkich zasad
sztuki i w sprzyjającym klimacie prowadzona psychoterapia jest bardzo
szczególnym przypadkiem interpersonalnego przepływu emocji. Wspierająca
obecność drugiego człowieka jest zawsze czynnikiem leczącym i czasami nawet osoba
nie mająca nic wspólnego z psychoterapią bywa doskonałym wsparciem. Również w sytuacjach
skądinąd wymagających interwencji specjalistycznej. Dojrzały emocjonalnie,
doświadczony i dobrze wykształcony psychoterapeuta wnosi jednak cenne,
profesjonalne rozwiązania, których z natury rzeczy nie może dostarczyć osoba
nie dysponująca kierunkowym wykształceniem. Powinien go także cechować dystans
i bezstronność, których często brak osobom znanym pacjentowi prywatnie.
Profesjonalna pomoc w rozwiązywaniu określonych problemów
Zawodowy psychoterapeuta ma za
sobą wiele lat kształcenia się w kierunkach naukowych z zasady związanych z
pomaganiem ludziom. Nauki społeczne dysponują wieloma skutecznymi i
sprawdzonymi technikami radzenia sobie, a poszczególne propozycje terapeutyczne
są na bieżąco poddawane rozmaitym badaniom. Jest wielce prawdopodobne, że w
kontakcie ze specjalistą otrzymasz konkretną propozycję rozwiązania problemu i
to jest oczywiście handlowy sens psychoterapii – płacąc, kupujemy usługę
określonej wartości.
Wentyl emocjonalny
Często bywa tak, że
psychoterapeuta jest dla swojego klienta przyjacielem, któremu można się po
prostu wygadać. Nie ma w tym, jak sądzę, nic złego. W tym przypadku psycholog
czy lekarz staje się po prostu „profesjonalnym przyjacielem” i spotkałem się z
wieloma opiniami osób, które wizytę u psychoterapeuty traktują właśnie w ten
sposób - jako okazję do swobodnej pogawędki, w komfortowej atmosferze i z pełną
gwarancją dyskrecji. Czasami takie spotkania mogą skutkować także konkretnymi rozwiązaniami, mimo, że ich cel
jest w pewnym sensie nawet czysto towarzyski.
Możliwość konfrontacji problemu z osobą bezstronną
Ile osób, tyle opinii, a finalnie
jakąś decyzję i tak musisz podjąć sam. Z przyjacielskich porad wynika często
więcej kłopotu niż pożytku – zasada ta dotyczy głównie zaangażowanych,
amatorskich doradzaczy, a takich nie brak w żadnym środowisku. Są to osoby
doradzające zawsze i wszystkim wokół, wyjątkowo łatwo formułujące odkrywcze,
złote myśli („powinnaś go dawno rzucić, moja droga, już Arystoteles pisał, że…”,
„nie martw się, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…” itd.), a ich
popisowym numerem o zapewne największej wartości terapeutycznej jest bezcenne:
„nie martw się, wszystko będzie dobrze!”. Zazwyczaj szybko zauważyć można, że tego
rodzaju doradzacze są w stanie nad wyraz skutecznie posprzątać podwórka
wszystkie, poza swoim własnym. Zauważyłem, że na wychowaniu dzieci najlepiej
znają się bezdzietni, a na małżeństwie – single. Nadmiernie pijących wyjątkowo
chętnie pouczają ludzie codziennie pijani do nieprzytomności, a najwybitniejszymi
ekspertami w zakresie naprawiania intymnych relacji uczuciowych bywają osoby
wielokrotnie rozwiedzione. Domorosłym pomagaczom wyjątkowo trudno jest utrzymać
konieczną perspektywę – często są to osoby z tych czy innych względów silnie
przeżywające związane ze sprawą (i nie tylko), najrozmaitsze emocje.
Inaczej rzecz ma się z
psychologiem czy psychoterapeutą. Jest to osoba profesjonalna, postronna i nie
zaangażowana w twoje osobiste sprawy, zazwyczaj również nie znająca cię
osobiście. W ocenie twoich problemów towarzyszy jej znaczny, specjalistyczny
dystans, a twoje osobiste sprawy prywatnie nie mają (nie powinny mieć!) dla
niej żadnego znaczenia.
Z drugiej strony wiadomo, że
również psychoterapeuta jest istotą ludzką, wrażliwą, reaktywną, podatną na
różne stany uczuciowe. Należy więc pamiętać, że pełna emocjonalna obojętność
jest rzeczą nie tylko niemożliwą, ale i niepożądaną. Bez emocji nie istnieje
motywacja, nie doświadczając określonych uczuć psychoterapeuta nie byłby więc na
przykład zainteresowany niesieniem komukolwiek pomocy.
Warto wspomnieć, że trudno jest
liczyć także na neutralność światopoglądową psychoterapeuty. W pobożnej teorii
nieraz zakłada się, że terapeuta powinien być osobą całkowicie bezstronną i nie
wnoszącą w proces kontaktu psychologicznego żadnych szczególnych przekonań czy
uprzedzeń. W toku bliższej i bardziej wnikliwej analizy tego problemu okazuje
się jednak, że neutralność światopoglądowa psychoterapeuty jest zjawiskiem nie tylko
niemożliwym, ale także niepożądanym (polecam Czytelnikowi artykuł Bogusława
Włodawca pt. Mit neutralności światopoglądowej psychoterapeuty – można nie
tylko wiele się dowiedzieć, ale także zdrowo się pośmiać…).
Poza wszystkim należy w
podsumowaniu stwierdzić, że psychoterapia to bardzo złożony i wieloaspektowy
problem. Zagadnienia takie, jak wybór psychoterapeuty czy cechy dobrego
specjalisty podejmę w kolejnych artykułach już niebawem.
Przeczytaj także Psychologiczne badanie diagnostyczne
Witam, Przeczytałem wszystkie artykuły "z archiwum" oraz artykuły na innych stronach. Bardzo mi się podoba pragmatyzm i zdrowy rozsądek, który prezentujesz. Czekam na kolejny wpisy dotyczące różnych szkół i podejść terapeutycznych. Szczególnie ciekawią mnie Twoje spostrzeżenia na temat terapii poznawczo-behawioralnej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Marcin
Miło, pozdrawiam również.
OdpowiedzUsuńTematyka leczenia i pomocy przy różnych zaburzeniach psychicznych to jak dla mnie temat kontrowersyjny dość. Często spotykam się z nieufnością wobec psychoterapii, nawet książki powstają na ten temat.
OdpowiedzUsuńPytanie jednak jest zasadnicze- jak nie psychoterapia to co?
Zmagam się z zaburzeniami osobowości, aktualnie przyjmuję leki, chodzę do psychiatry i nic więcej nie robię. Leki jak leki, pomagają uspokoić emocje ale.. no właśnie- czy one tak naprawdę cokolwiek zmieniają? Jestem spokojna, fajnie ale problemy nie znikają.. Nadal nie potrafię porozumiewać się z ludźmi, a mój ciężki charakter sprawia, że wszyscy się ode mnie odsunęli i została mi tylko rodzina. Raz byłam u psychologa, prywatnie. Fajna pani, miła, ciepła, miałam bardzo dobre samopoczucie po wyjściu z gabinetu,które utrzymywało się jeszcze przez 2 tygodnie. Ale potem do mnie dotarło, że płacę kupę kasy za zwykłą rozmowę, bo wiem, że to właśnie sam fakt,że miałam do kogo gębę otworzyć po kilku miesiącach sprawił, że nastrój mi się poprawił.
Co człowiek ma w takiej sytuacji zrobić? Gdzie szukać pomocy,która byłaby w miarę skuteczna? Jestem bardzo nieszczęśliwą osobą, sama sobie poradzić nie potrafię, cokolwiek robię, pracuję, czy "zapełniam pustkę" to i tak mnie nie uszczęśliwia.
Ten akapit o psychologu który chce z psychologii zrobić naukę inżynieryjną (bez problemu rozpoznałem w opisie Tomasza Witkowskiego) - strzał w dziesiątkę ! Cieszę się że jest inny psycholog który ma odwagę go skrytykować. I to taki, który ma zrównoważony osąd a nie radykalny
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie, pozdrawiam.
Usuń