Rysy charakterystyczne dla tej
formy zaburzeń osobowości są dość często spotykane w życiu codziennym. Pozwolę
sobie rozpocząć od nieco anegdotycznego opisu własnych przygód w Wielkiej
Brytanii, gdzie miałem nieprzyjemność pracować m. in. w bangladeskiej kuchni…
Właścicielem restauracji i przy
okazji szefem kuchni był w tym lokalu niejaki Ahmed. Ahmed był muzułmaninem,
mężczyzną w wieku ok. 45 lat, wyjątkowo niskiego wzrostu. Mierzył najwyżej 160 cm . Braki w posturze
nadrabiał umiejętnościami wokalnymi – cały, okrągły dzień darł się bowiem i
wrzeszczał wniebogłosy.
Człowiek ten na każdą,
najdrobniejszą, pojedynczą czynność miał opracowany swój jedynie słuszny,
najmądrzejszy patent. Aż dziwne, że nie zdobył nagrody Nobla w dziedzinie
ergonomii. Niezależnie od tego, czy chodziło o przesypywanie frytek z rondla do
torebki, zapisywanie zamówień na kartce, obieranie cebuli czy o zmywanie
podłogi, wymagał wykonywania zawsze tych samych, szczegółowo zaplanowanych i
opracowanych przez siebie ruchów – w tej samej, standardowej liczbie i
kolejności. Robił awanturę o nieprawidłowe ułożenie dłoni na łopatce do frytek,
narzekał na ciągłe marnowanie cennego czasu, pomimo, iż jego wrzaski i
formułowane drobiazgowe pouczenia powodowały kompletnie niepotrzebne przestoje
w obsłudze klientów. Wprowadzały też niecodzienną nerwowość w zachowaniu
pracowników.
Niezwykle służalczy i uniżony
wobec, zwłaszcza angielskich, klientów, Ahmed był wyjątkowo złośliwy i
nieprzyjemny wobec swoich pracowników.
Na szczęście pracowałem w innej,
nieco oddalonej od niego części kuchni. Miałem jednak okazję codziennie
obserwować, jak Ahmed wyżywał się na innym Polaku, moim serdecznym koledze,
który miał wyjątkowego pecha pracować pod jego bezpośrednim nadzorem. Szczerze
podziwiałem szczególną cierpliwość, odporność i równowagę psychiczną Sławka,
którego, jeśli przeczyta te słowa, serdecznie pozdrawiam. Podejrzewam, że od
ciągłych (naprawdę – ciągłych, bez przerwy) wrzasków szefa permanentnie bolała
go głowa.
Czasami szef zaglądał do mojej
części kuchni i wówczas poświęcał mi odrobinę swojej życzliwej uwagi. Natrętny
i marudny, a przy tym niewyobrażalnie złośliwy, ze względu na mój rogaty charakter kilkakrotnie cudem uniknął grubej awantury. Dziś, z perspektywy czasu,
wspomnienie Ahmeda (niech mu zdrowie służy!) budzi moją wesołość, wówczas wiele
niepotrzebnych nerwów kosztowało nas przebywanie w jego towarzystwie. Wystarczy
wspomnieć, że krótkie chwile wytchnienia i odpoczynku poświęcaliśmy na
obmyślanie wyrafinowanych sposobów zrobienia mu krzywdy, albo chociaż na
bezsilne obśmiewanie jego niezwykłego charakteru.
Ów szef kuchni był przy okazji
wyjątkowo skąpy – mimo, że interes szedł świetnie, niezwykle ciężko
przychodziło mu rozstawanie się z zarobionymi przez nas pieniędzmi. Rozsypane
frytki należało bezwzględnie spożytkować, bo ze względu na oszczędność
najmniejszy drobiazg musiał być wykorzystany do granic możliwości. Byliśmy
szczegółowo rozliczani z najdrobniejszych zawinionych przez nas kosztów a
przede wszystkim z wykorzystania czasu pracy. Uwagi, pouczenia, przytyki i
złośliwości ze strony Ahmeda były nagminne – mój towarzysz niedoli miał być
może o tyle lżej, że nie za dobrze rozumiał po angielsku… Dziś, jako psycholog,
zdaję sobie sprawę, że Ahmed spełniał wszelkie kryteria diagnostyczne
osobowości anankastycznej.
Upór, drobiazgowość i skąpstwo to
najbardziej podstawowe cechy osobowości obsesyjno - kompulsywnej. Osoby z takim
zaburzeniem są doskonałymi przykładami „carskich urzędników” – ich sztywny
perfekcjonizm jest tak skrajny, że ogranicza i krępuje ruchy, czasami nie tylko
samego zainteresowanego, ale całej firmy czy organizacji. Anankasta jest bez
reszty pochłonięty regulaminami, instrukcjami i metodyką postępowania. Tam,
gdzie nie ma gotowych recept, szybko wypracowuje własne, a następnie z tępym uporem,
w niezwykle sztywny sposób trzyma się ich, nie wykazując cienia akceptacji dla
jakichkolwiek proponowanych zmian.
W anankastycznym zaburzeniu
osobowości najlepiej chyba manifestuje się niedojrzała i nieprzystosowawcza
sztywność zachowania. Osoby o takich cechach są wyjątkowym utrapieniem na
kierowniczym stanowisku – nie wyobrażają sobie, że ktoś może ich w czymkolwiek
zastąpić, bo przecież absolutnie nikt nie wykona wszystkich niezbędnych
czynności w sposób przez nich zaplanowany i obmyślony. Mają więc ogromne
problemy z delegowaniem i uprawomocnianiem swoich pracowników i podwładnych.
Wymagają bezwzględnego posłuszeństwa, nie akceptują jakichkolwiek odstępstw od
regulaminu, instrukcji czy planu. Czasami miewają problem z podejmowaniem
decyzji, zwłaszcza takich, które nie są zgodne z pierwotnie przyjętymi
założeniami. Wykazują szczególną niechęć do wszelkiego rodzaju zmian i reform,
mają problem z elastycznością działania w zmieniających się warunkach.
Osoby takie często całe swoje
życie zawodowe spędzają na jednym stanowisku, do perfekcji opanowując
przypisane mu czynności i obowiązki. Bywa, że w niektórych, zwłaszcza
wymagających precyzji i dyscypliny zawodach stają się ostatecznie cenionymi
pracownikami, bo zawsze można liczyć na ich obowiązkowość i graniczącą z
absurdem sumienność. Niemniej anankastyczne zaburzenie osobowości, jak zresztą
każde inne, upośledza funkcjonowanie emocjonalne i społeczne, utrudnia
wchodzenie w bliskie związki i powoduje, że z osobą o takich cechach ciężko
jest czasem po prostu wytrzymać. Anankasta często zresztą zupełnie zaniedbuje
społeczny wymiar swojego życia a zwłaszcza wszelkie przyjemności i rozrywki,
pochłonięty całkowicie obowiązkami zawodowymi i prywatnymi. Każda forma
aktywności w jego sposobie przeżywania i zachowania przyjmuje kształt obowiązku
a nawet przymusu – powoduje to, że nawet wypoczynek czy w ogóle czas wolny
muszą przebiegać według ustalonego, precyzyjnego planu.
Cechą, której śladów anankasta w
sobie nie nosi jest naturalna, swobodna spontaniczność, tak niezbędna we
wszelkich pozazawodowych relacjach międzyludzkich.
Czasami w obrazie klinicznym
osobowości nieprawidłowej o cechach anankastycznych pojawiają się elementy
natrętne, stąd nietrudno jest także zauważyć oczywisty związek tego zaburzenia
z nerwicą obsesyjno – kompulsywną.
Tak publicznie i otwarcie przyznam się, że nigdy nie spodziewałbym się aby zachowania, których doświadczyłem osobiście, pracując tu (w warsztacie naprawy instrumentów pomiarowych) miały swoją nalepkę w psychologii, były znane jako zaburzenia typu osobowości anankastycznej. NB. Kto wymyśla te nazwy?! ;-)
OdpowiedzUsuńOtóż, ojciec dyrektora zakładu (mały zakład z ośmioma osobami, ojciec otworzył zakład dawno temu...) był takim, właśnie wrednym, złośliwym, upierdliwym człowiekiem. Miał to nawet wmorfowane w twarz. Nie był już kierownikiem ale korzystał z poprzednio posiadanych przywilejów z rozpędu. Ów, nazwijmy go Lionel, zdolny był wyłącznie do krytykanctwa każdego kto pokazał choćby cień innowacji czy błyskotliwości w pracy. Lionel, gdy tam pracowałem, był już po siedemdziesiątce.
Muszę przyznać obiektywnie, że człowiek ten doświadczenie zawodowe miał niesamowite a i wiedzę ogólną dość rozległą - no ale to siedemdziesięciolatek. Facet był świetnym fachowcem!
Praca tam byłą dla mnie w zasadzie przyjemnością poza momentami kiedy Lionel wcinał się w moje zajęcia jak przysłowiowa koszula w rowek w czasie skłonów.
Dość wcześnie zauważyłem, ku mojemu późniejszemu nieszczęściu, że Lionel robi tam co chce, naprawia, poprawia sugeruje i wkurz ale ma też swoje święte hobby, czy raczej swego fioła - budowę perpetuum mobile.
Na około miesiąc od zakończenia pracy, jak dziecko, gdy Lionel coś mi tam tłumaczył o tym swoim wiecznym motorze, nieopatrznie powiedziałem mu, że prawa fizyczne nie pozwalają na zbudowanie perpetuum mobile, że fakt ten znany jest od wielu lat i, że marnuje czas. Cóż, reakcję możecie sobie drodzy czytelnicy tylko wyobrazić - od tej pory głęboko wierzę że Bazyliszek to nie bajka! Autentycznie poczułem mrowie na plecach.
Oczywiście po tym moim durnym wynurzeniu, robiąc wszystko co mógł, z pomocą wredności i złośliwości zmusił mnie ten zgred bym odszedł. Było mi bardzo szkoda bo praca była wyjątkowo interesująca, od nacinania unikalnych kółek zębatych, specjalnych gwintów, naprawy aparatów geodezyjnych, fotograficznych czy lunet, po mierniki elektryczności, ciśnienia, dalmierze i lornetki - by wspomnieć kilka.
Dziś, po przeczytaniu eseju Autora, mogę temu nieszczęśliwcowi wybaczyć jego wredność bo rozumiem, że cierpiał na przypadłość zdefiniowaną naukowo, o której ani on ani nikt bliski wtedy wiedzieć nie mógł.
Bolało mnie to, że taki (wtedy) drań może panoszyć się i stąpać po odciskach innym - nikt nie był oszczędzany. Dziś stwierdzę (bo z pewnością gościa już tu nie ma) niech mu ziemia lekką będzie bo nam bez niego jest lżej.
Amen.
Zastanawia mnie kogo mogą obchodzić doświadczenia pana Zenona z jego pracy? Wydaje się jakby pan Zenon podpiął się pod ten wspaniały artykuł Imielskiego i starał się siebie uwspanialić przez sprytne aproksymację.
OdpowiedzUsuńJeśli pan Zenon chce pisać jakieś swoje wspomnienia, chwaląc się swoimi wątpliwymi zdolnościami bez śladu skromności to może to przecież robić na własnym blogu. Tu omawiane są sprawy naukowe i i nie życzymy sobie aby tak starannie opracowany blog zaśmiecać jakimiś złośliwymi wspominkami.
Z poważaniem
K. Nec
Szanowny panie Kajetanie,
OdpowiedzUsuńSam pan przecież przeczytał te "złośliwe wspominki" i łaskawie raczył pan skomentować je dość detalicznie. Serdecznie pan u dziękuję. Chyba jednak niezbyt grzecznie nie ustosunkował się pan do sedna blogu pana Imielskiego.
Czy zrozumiał pan sens tego blogu. Czy może chciałby pan jakąś podpowiedź?
Zenon
Zenek- nie martw się! Kajetan to stary anankastyk:) masz racje z tą nazwą dziwną: od Ananke? Dzięki za twój wpis!
OdpowiedzUsuńHistorie te bardzo ciekawe, ale czy któryś z Panów jest w 100% pewien, że ich bohaterowie byli anankastami? Strasznie współczuję koledze, którego od wrzasków szefa rozbolała głowa, ale podejrzewam, że to, co on cierpiał, nie było nawet w połowie tak dotliwe jak to, co przeżywał jego szef (o ile rzeczywiście był anankastą). Wiele osób ma cechy osobowości anankastycznej - perfekcjonizm, przekonanie, że nikt nie rozwiązałby lepiej danej sprawy, wyładowyawanie negatywnych emocji na innych. Tylko "czyści" anankaści nienawidzą samych siebie, oceniając się bazują jedynie na opiniach sołecznych o nich samych, bez przerwy się potępiają i obwiniają za cały świat. Nie mogą liczyć na niczyje zrozumienie. Siebie nienawidzą, a przez innych nie są lubiani. Nie wrzeszczą cały czas, zazwyczaj milczą, patrzą smutno, jakby skrywali w sobie zło całego świata. Trudno wyobrazić sobie kogoś bardziej nieszczęśliwego. Odsyłam w tym temacie do "Psychopatii" Antoniego Kępińskiego i apeluję o większą dozę empatii. 10 lat temu zachorowałam na anoreksję, od tego czasu średnio co 2 lata choroba wraca. Długo przebywałam w otoczeniu innych dziewczyn "podobnych do mnie", ale nigdy do końca się z nimi nie utożsamiałam. Nie odchudzałam się dla chłopaka, nie chciałam być modelką, ... chciałam zniknąć, bo tylko tak mogłam zwalczyć zło, które we mnie tkwiło. Teraz jestem pewna, że jestem w 100% anankastą, a anoreksja to jedynie objaw zaburzeń o podłożu genetycznym, środowiskowym, kwestii wychowania i charakteru. Wiem, że nigdy nie założę rodziny i nie będę szczęśliwa. Życie ze mną to utrapienie, największe dla mnie samej. I chyba tylko wysokie standardy moralne powstrzymują mnie, żeby nie położyć się na torach i nie zaczekać na Pendolino. To tyle, może spojrzą panowie na cały problem od innej strony, bo szukając informacji o tym zaburzeniu nieźle się "nadziałam" na ten przykry, w moim mniemaniu, artykuł.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Panie Zenonie, jeśli Pan tu jeszcze jest- uwielbiam Pana!
OdpowiedzUsuńPo drugie: Panie Kajetanie, jeśli Pan tu jeszcze jest- nieelegancko jest wypowiadać się w moim imieniu. Co to znaczy "nie życzymy sobie" ? Ja sobie życzę! Choć pomysł, aby Pan Zenon miał swojego bloga jest niezły- będę fanką!
Po trzecie: Anonimowa Pani...nie polecam informacji o sobie szukać w internecie- internet zdrowych otwiera, a chorych zamyka. Nie ma znaczenia, jak nazywa się Pani struktura osobowości. Intelektualizowanie zaburza wgląd w siebie. I to nie standardy moralne powstrzymują Panią przed samobójstwem...zapewniam, że to chęć życia.
A co do osobowości anankastycznej...Panie Imielski, sprowokował mnie Pan, by doczytać, douczyć się...proszę to sobie wpisać na listę sukcesów. Obudzić głód wiedzy, to dużo!
A.
Potwierdzam - Kępiński w"Psychopatiach" opisał anankastów jeszcze wnikliwiej i niesamowicie
OdpowiedzUsuń