poniedziałek, 25 stycznia 2021

Moda na morsowanie. Wypowiedzi dla Newsweeka

Taki miniwywiad wyszedł z krótkiej współpracy z Panią Renatą Kim z Neewsweeka:

 
RK: Dlaczego te kilka lat temu zaczął Pan morsować?

WI: Po okresie wieloletniego, intensywnego nadużywania alkoholu, szukałem sposobów na odzyskanie zrujnowanego zdrowia i wypełnienie osobistego czasu jakąś rozsądną, wartościową aktywnością. Morsowanie było właśnie jedną z takich aktywności. Zdrowiejące, uzależnione od różnych substancji osoby, często zaczynają morsować. Jest to sposób na zastąpienie destrukcyjnych rozrywek czymś niezwykłym i emocjonującym, ale pozytywnym i zdrowym. Poza tym, zawsze lubiłem takie niszowe, oryginalne wyzwania, a trzeba pamiętać, że wtedy było to zajęcie zupełnie niepopularne. No i zimy bywały jeszcze piękne - prawdziwe, śnieżne i mroźne.
 
Co Panu wtedy dawało morsowanie?

Chyba przede wszystkim emocje, zastrzyk adrenaliny i „hormonów szczęścia”. Morsowanie jest dla ustroju dużym i niezwykłym wyzwaniem, bo człowiek nie jest stworzony do życia w lodowatej wodzie. Rozsądnie uprawiane, zimne kąpiele błyskawicznie mobilizują siły witalne organizmu, odświeżają ciało i umysł. Kiedy człowiek uzyska pewną wprawę, mogą być bardzo przyjemne. Z czasów przedmorsowych miałem dość irytujące, męczące dolegliwości, związane z kontuzją kolana. Ustąpiły całkowicie po jednym sezonie morsowym. Nie zauważyłem natomiast u siebie wzrostu ogólnej odporności, o którym tak często mówili inni morsujący.     
 
Wojtek Imielski w przeręblu, ok. 2009, fotka: Sonny
 
 
Dlaczego teraz rzadko Pan morsuje?

Wydaje mi się, że powodem jest głównie moje lenistwo. Upłynęło kilka lat i czasu wolnego jest dużo mniej. Ale są też inne przyczyny. Przede wszystkim, morsowanie stało się modne, a moda to najlepszy sposób, żeby mnie do czegoś zniechęcić. Jeszcze kilka lat temu, w najbardziej atrakcyjnych lokalizacjach można było morsować samotnie czy we dwie osoby. Dzisiaj trudno jest znaleźć miejsce, w którym nie kręcą się rozwrzeszczani ludzie. Profesjonalne fotki z morsowania robiły furorę, teraz są po prostu makulaturą. Poza tym, obecne warunki w okresie zimowym nie są już warunkami, które tradycyjnie kojarzą mi się z morsowaniem. Zbyt wysokie temperatury i brak śniegu są z pewnością czynnikami zniechęcającymi.
 
Skąd, Pana zdaniem, wzięła się ta obecna, niewiarygodna moda na morsowanie? Czy może mieć jakiś związek z pandemią?

Moim zdaniem było z tym tak, jak z każdą inną modą. Tzw. „celebryci” ciągle poszukują nowych, skutecznych sposobów na rozkręcenie licznika odwiedzin strony internetowej czy profilu społecznościowego. Ktoś pokazał się zimą w jeziorze, ktoś inny nad morzem, ktoś rzucił chwytliwe hasło lub wyzwanie… i poszło. Działa tutaj mechanizm, którego nigdy nie pojmę – jest to tzw. owczy pęd. Znam wiele osób, które zaczęły moczyć się w zimnej wodzie tylko dlatego, że robią to znajomi czy ktoś z rodziny, albo po prostu po to, żeby móc wystawić obowiązkowe zdjęcia na Facebooku i Instagramie. Zasada jest dokładnie taka sama, jak z modnym krojem portek, modną czapką czy butami. I, jak każda moda, również ta szybko minie. Morsami pozostaną ci, których to naprawdę wciągnęło. Wystarczy spojrzeć na większość dzisiejszych „morsujących”: ciepłe czapki i rękawice, skrzywione miny, grupowe moczenie się w kółeczku, bez pływania, szybka fotka i do domu. Odhaczone, a na Instagramie można się już chwalić.
 
Co najbardziej idiotyczne, natychmiast pojawili się specjaliści i autorytety od morsowania, niebawem zapewne zaczną się szkolenia i warsztaty pod okiem „doświadczonych instruktorów”. Rzecz jasna, błyskawicznie zareagował także rynek – już teraz, w wielu sklepach, kupić można artykuły z kategorii „sprzęt do morsowania”. Za moich czasów, do morsowania używało się spodenek (albo i nie…), ręcznika i termosu herbaty z imbirem i sokiem malinowym. Czasami też kawałka maty, na którym można stanąć przed założeniem butów. My morsowanie traktowaliśmy po prostu jako swobodną, wesołą rozrywkę, stosując jedynie kilka podstawowych zasad bezpieczeństwa, ale bez dorabiania ideologii. Współczesne, jednosezonowe morsy, kreują oczywiście specjalną filozofię, albo wręcz religię, której ja nigdy do morsowania nie potrzebowałem.   

Nie mam pojęcia, czy moda na morsowanie ma jakiś związek z tzw. „pandemią”. Skoro nakręcono masową histerię wokół wirusa, to i morsowanie może być celowo wywołanym trendem. Być może tak jest, ale nie orientuję się w tym temacie zupełnie.
 
Co Pan sądzi o ludziach, którzy uprawiają tzw. suche morsowanie? I o samym sporcie?

Sam pomysł nie jest zjawiskiem nowym. Od bardzo dawna niektórzy ludzie biegali np. zimowe maratony w samych spodenkach. My też wielokrotnie morsowaliśmy w śniegu, zamiast w wodzie. Każdy tego typu sport jest dobry, jeśli uprawia się go racjonalnie, ze świadomością odpowiedzialności za wszelkie konsekwencje. Ja wyznaję zasadę, której autorstwo przypisywane jest Karolowi Marksowi – Wolność jest prawem czynienia wszystkiego, co nie szkodzi innym. Kiedy suchy mors naraża jedynie samego siebie, wszystko jest w porządku, jego sprawa. Jeśli jednak ratownicy GOPR muszą iść po jakiegoś gołego idiotę w góry, to moim, i nie tylko moim zdaniem, idiota powinien bezwarunkowo zwracać pełne koszty akcji ratunkowej. Nie rozumiem, dlaczego do dzisiaj nie wprowadzono takiego rozwiązania. Może dlatego, żeby te ewentualne koszty nie zniechęcały ludzi do wzywania pomocy, bo to mogłoby zaszkodzić wielu odpowiedzialnym osobom, które po prostu znalazły się w naprawdę trudnej sytuacji.

Podejrzewam jednak, że „suche morsowanie” jest kolejnym, niezbyt rozsądnym sposobem na zyskanie uwagi i zainteresowania publiczności. A jeśli tylko o to chodzi, to nie należy spodziewać się niczego szczególnie dobrego.    
 
Gdzie się zaczyna granica między zdrowym uprawianiem sportu ekstremalnego a brawurą, a nawet głupotą?

Z pewnością trudno jest w sposób jednoznaczny taką granicę wykreślić. Moim zdaniem, ważna jest przede wszystkim świadomość wszystkich zagrożeń oraz odpowiedzialności za cudzy i własny los. Uprawiający takie sporty powinni dbać o to, żeby z ich powodu nie ucierpiał ktoś inny. Bezmyślny, zimowy pseudoturysta w majtkach angażuje uwagę i pracę ratowników, podczas gdy w innym miejscu pomocy może nie doczekać się człowiek, który naprawdę miał poważny, niezawiniony wypadek.

Problemem jest także wspomniany przeze mnie owczy pęd. Z pewną nostalgią wspominam czasy sportowego elitaryzmu, kiedy żeglarstwem zajmowali się żeglarze, wspinaczką wspinacze, a boksem bokserzy. To byli ludzie faktycznie zaangażowani w dany sport, dziedziczący pewne tradycje i konkretne wartości, przekazywane w procesie długotrwałego i starannego, sportowego wychowania.

Dzisiaj do wszelkich sportów trafiają ludzie przypadkowi, kompletnie nieprzygotowani i często zupełnie nieodpowiedzialni. Bardzo łatwo jest kupić jakikolwiek sprzęt, a przestrzegania przepisów bezpieczeństwa w wielu przypadkach nikt nie pilnuje. Do ogólnego rozprzężenia przyczynia się niepohamowana aktywność pazernych celebrytów, a także firm produkujących wyposażenie. Sport stał się towarem, i to masowym. Wszystko to zabija kulturę jego uprawiania, choć oczywiście proces umasowienia ma także swoje dobre strony.

Moim zdaniem, sporty ekstremalne powinny być uprawiane po profesjonalnym, rygorystycznym przeszkoleniu i uzyskaniu odpowiednich uprawnień. Sam proces ich zdobywania odstraszałby jednosezonowych "pasjonatów", którzy chcą po prostu pstryknąć popisową fotkę na Facebooka i nie odstawać od towarzystwa podczas rozmów przy piwie.  
 
Czy Polacy mają jakąś szczególną skłonność do takich nieroztropnych zachowań jak bieg w szortach i biustonoszu na Babią Górę albo pływanie pod krą od jednego do drugiego przerębla? Oba przypadki zakończyły się dramatycznie.
 
Każdy naród ma swoje specyficzne cechy, ale nie sądzę, żeby do tego rodzaju zachowań w jakiś szczególny sposób skłonni byli Polacy. Choć z drugiej strony, nasi rodacy słynęli podobno z wyjątkowej odwagi i brawury wojennej, więc może coś jest na rzeczy… Podobne wypadki zdarzają się jednak w każdym kraju. Niestety, pusta i bezmyślna moda na ekstremalne formy aktywności ma charakter transnarodowy, a jej ekspansja wiąże się z postępującą globalizacją i nieograniczonymi możliwościami szybkiej komunikacji. We współczesnych warunkach cywilizacyjnych, jest to po prostu zjawisko nie do powstrzymania.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz