Taki miniwywiad wyszedł z krótkiej współpracy z Panią Renatą Kim z Neewsweeka:
RK: Dlaczego te kilka lat temu zaczął Pan morsować?
WI: Po okresie wieloletniego, intensywnego nadużywania alkoholu, szukałem sposobów na odzyskanie zrujnowanego zdrowia i wypełnienie osobistego czasu jakąś rozsądną, wartościową aktywnością. Morsowanie było właśnie jedną z takich aktywności. Zdrowiejące, uzależnione od różnych substancji osoby, często zaczynają morsować. Jest to sposób na zastąpienie destrukcyjnych rozrywek czymś niezwykłym i emocjonującym, ale pozytywnym i zdrowym. Poza tym, zawsze lubiłem takie niszowe, oryginalne wyzwania, a trzeba pamiętać, że wtedy było to zajęcie zupełnie niepopularne. No i zimy bywały jeszcze piękne - prawdziwe, śnieżne i mroźne.
Co Panu wtedy dawało morsowanie?
Chyba przede wszystkim emocje, zastrzyk adrenaliny i „hormonów szczęścia”. Morsowanie jest dla ustroju dużym i niezwykłym wyzwaniem, bo człowiek nie jest stworzony do życia w lodowatej wodzie. Rozsądnie uprawiane, zimne kąpiele błyskawicznie mobilizują siły witalne organizmu, odświeżają ciało i umysł. Kiedy człowiek uzyska pewną wprawę, mogą być bardzo przyjemne. Z czasów przedmorsowych miałem dość irytujące, męczące dolegliwości, związane z kontuzją kolana. Ustąpiły całkowicie po jednym sezonie morsowym. Nie zauważyłem natomiast u siebie wzrostu ogólnej odporności, o którym tak często mówili inni morsujący.